Powiązane

Inne dyskusje

Komentarze (1)


      Dominik 4076 dni temu

      „Doom” to materiał, który niszczy. I nie ważne, czy na co dzień słuchasz Last Days of Humanity, czy Justina Biebera. Zwyczajnie niszczy. Intensywność z jaką atakowany jest zmysł słuchu nie można porównać do niczego z czym spotyka się na co dzień. Nie jest to spowodowane wiercącym dodatkową dziurę w tyłku automatem perkusyjnym, tylko idealnie gwałcącą oralnie, ostrą jak miecz samuraja, gitarą i nie pierdolącym się z trzewiami słuchacza basem. Do pełnej harmonii dopasował się, rzygający we wszystkie strony świata, świński wokal. Więc można powiedzieć, że nie będzie brakować niczego. Ale to kłamstwo – „Doom” nie daje wytchnąć przez niemal 12 minut, więc zapomnijcie o spokoju i integrowaniem się ze przyjemnymi, ciepłymi falami muzyki, która będzie pieścić Wasze uszy. Pierwszy kontakt z twórczością wesołych szwabów jest jak cios kowalskim młotem w potylicę. Drugi też, a trzeci niczym się nie różni.

      Gdyby, na siłę, wsadzić „Doom” to jakiejś szufladki z naklejką określającą konkretny gatunek muzyczny, to na pewno nie będzie to chill out. Jazz też nie. Grindcore wymieszany z brutal death metalem, posypany techniką, która zadaje cierpienie i zalany toną głupoty w postaci nieświeżych fekaliów – tak w skrócie można by określić, czym jest „Zagłada”. Więc jeśli jesteś gotowy aby zmierzyć się z tym analnym, wiecznie poruszonym świdrem, to zaproś rodzinę, znajomych, sąsiadów i śmiało sięgaj po tą płytę. Zapomnij o podziałach gatunkowych, nie wspominaj o tym, że ten riff już słyszałeś, tylko rozkoszuj się wałkami o filozoficznych tytułach, takich jak „Right Hand On Mouse, Left On Cock”.

      http://dl.dropbox.com/u/35921275/ISR_DOOM_320kbps.zip - legalnie, a co!

      Link